Ku przestrodze: Nie dajcie się omamić tak jak ja

01.11.2012, 08:42

Powiat

Na potrzeby artykułu woli zostać panią Barbarą. Albo Anną. Obojętne. Nie chodzi o sąsiadów, tych akurat na własnym przykładzie postanowiła ostrzec, ale o ludzi z którymi zadarła. Boi się, że mogą się odegrać. Co się stało? Historia stara jak fach akwizytora.




- Zadzwonili wieczorem, że mają dla mnie nagrodę – garnki za 30 zł. Rano dwie panie przywiozły garnki i 800 zł, podpisałam odbiór – opowiada kobieta. Na zwykłej kartce, bez daty, bez czytelnych nazwisk. Żadnej umowy do ręki.


Traf chciał, że zadzwoniła do niej pani z firmy „Żagiel”, współpracującej z firmą sprzedającą garnki, by losowo zweryfikować umowę. Dopiero od niej nasza Czytelniczka dowiedziała się, że przez trzy kolejne lata co miesiąc będą ją te garnki kosztować 140 zł. Rozpacz. - Poszłam na policję. Tam mi doradzili, że mam jak najszybciej wysłać listy, że niczego nie chcę – mówi kobieta. To samo poradziła jej sympatyczna pani z „Żagla”. - Jest ustawa, która dopuszcza zerwanie takiej umowy. Klient ma na to do 10 dni. A naszym obowiązkiem jest poinformować o tym klienta – mówi pracownica firmy. Woli się nie przedstawiać. W końcu jeśli umowę uda się rozwiązać, to żaden zysk dla firmy. Ale jak podkreśla, uczciwy handlowiec tak właśnie powinien postąpić.

Czytelniczka wysłała pisma do banku i do firmy od garnków. Przyjechały panie, garnki i 800 zł zabrały, ale niestety, nie zostawiły żadnego potwierdzenia, że tak się stało. Cała nadzieja w banku, który zgodzi się anulować umowę. - Jestem na siebie taka zła. Nie wiem, co mnie omamiło. Ale jak ktoś wyciąga tyle gotówki i zostawia na stole, człowiek może stracić rozum – ostrzega innych ćwikliczanka. Ostrzegają tez policja, księża z ambony i rzecznicy praw konsumenta. A mimo to statystyki nie maleją. - Tygodniowo przychodzi z podobnym problemem kilka osób. Jeśli uda się zmieścić w ustawowych10 dniach, problem udaje się rozwiązać – Edyta Raimann-Pryszcz, powiatowy rzecznik praw konsumenta, radzi: jeśli czegoś potrzebujemy, idźmy po to do sklepu albo radźmy się rodziny.


Karolina Błaszczyk, oficer prasowy pszczyńskiej policji podkreśla, ze cienka jest granica między nieetycznymi praktykami, a zwykłym oszustwem. - Przypadki, które do nas trafiają, dowodzą o niebywałej fantazji oszustów. I niestety, dobrej znajomości prawa. To my musimy być czujni, czytać umowy, które podpisujemy – Błaszczyk wymienia tu ostatnie przypadki, kiedy do jednego z pszczyńskich mieszkań zapukała rzekoma pracownica OPS-u, proponując drzwi z ponad 70% dofinansowaniem. Sprawie naszej Czytelniczki przyjrzy się policja.

agw

T G+ F

Zobacz także

Fotoradary nie tak zyskowne, jak mogło się wydawać
Fotoradary nie tak zyskowne, jak mogło się wydawać
Nikt nie kocha tak jak ty
Nikt nie kocha tak jak ty
Świąteczny Weekend Zakupów w Pszczynie
Świąteczny Weekend Zakupów w Pszczynie
35 lat Muzeum Prasy Śląskiej
35 lat Muzeum Prasy Śląskiej
Uhonorowani przez Sybiraków
Uhonorowani przez Sybiraków
Pszczyna: Budżet na 2021 rok przyjęty
Pszczyna: Budżet na 2021 rok przyjęty
Apel w sprawie trudnej sytuacji Uzdrowiska
Apel w sprawie trudnej sytuacji Uzdrowiska

Komentarze:

treść:
autor:

SQL: 18